??!??? („Pieprzyć Mickiewicza”, reż. Sara Bustamante – Drozdek)


Próbowałem.

Wytrzymałem 11 minut i 32 sekundy.

Wjechało to coś na Netflixa, który znany jest z tego, że kupuje wszystko, jak leci. Kupuje więc i dobre rzeczy, jak i rzeczy, dla których brakuje krindżoskali.

Wydawało się, że polskie kino / polski serial umieją już całkiem nieźle w nastolatków (Absolutni debiutanci, Ostatni komers). Amplituda musi jednak zostać zachowana. Sara Bustamante – Drozdek, dla której ‚Pieprzyć Mickiewicza’ to druga fabuła, wcześniej była odpowiedzialna za ‚Porady na zdrady 2’, co już samo w sobie jest słabym prognostykiem. Byłem przekonany, że reżyserem tego zakalca jest jakiś pan w średnim wieku, któremu się wydaje, że młodych czuje. A tymczasem to 32-latka.

Mówią, że kobiety są bardziej empatyczne, bardziej otwarte na drugiego człowieka, gotowe na większą analizę. Pani Sara jest chyba z innej gliny, ze swych bohaterów robi wydmuszki, które gadają ‚nowocześnie’. Standardowo: wydmuszki zajmują się razem i jeżdżeniem na desce, bo przecież mlodzi chłopcy w tym kraju słuchają tylko rapu i tylko jeżdżą na desce. Mają być antysystemowi (przynajmmiej tak chyba sobie zyczą twórcy tego filmu), ale ich hasła to banały. Nauczycielki wybiegają z płaczem z lekcji i trafiają do szpitala, inni przedstawiciele kadry nie chcą przejąć klasy. IIC rządzi liceum – uwaga! im. Stanisława Barei! – choć daleko im do „Młodych gniewnych’.

Film próbuje być zabawny, co jeszcze bardziej pogłębia jego sztuczność. Liszowska chodzi w dziwnych lokach, Pani dyrektor (Aldona Jankowska) wygląda jak Pani z warzywniaka, a Michał Sikorski (ksiądz z ‚1679’) jest nauczycielem – tępakiem. Pewna cześc dorosłej obsady dubluje się z obsadą serialu-paradokumentu ‚Na sygnale’. Trudno brać tu cokolwiek na poważnie, w związku z czym nie wiadomo do końca, o co chodzi. Trudna młodzież i nauczyciele jak z Kiepskich?

Wtedy na białym koniu pojawia się nowy polonista, Jan Sienkiewicz. Serio, DOSŁOWNIE tak się nazywa. W okularach przeciwsłonecznych, w grzywce spadającej na oczy. Gdy wpada na pierwszą lekcję do trudnej klasy, największego zadziora zrzuca z biurka, na którym ten agituje za kumplem, oskarżonym o namalowanie na drzwiach gabinetu wicedyrektora kutasa. A potem Sienkiewicz wchodzi w bitwę na mocniejsze zwrotki z tym samym uczniem. Wtedy już nie wytrzymałem. Dawidowi Ogrodnikowi pewne rzeczy nie przystoją. I jednak powinien mieć pewien instynkt samozachowawczy i nie wchodzić w role, w których może nie dać sobie rady (jego rap to kolejny słaby żart w tym filmie). Wyłączyłem telewizor.

Pieprzyć polskie kino rozrywkowe. Przynajmniej tym razem. Nie wierzcie w ranking Netflixowy, na którym to coś znajduje się na pierwszym miejscu w kategorii ‚Najczęściej oglądane filmy’.

Nie dam Wam zwiastuna, bo jeszcze nabierzecie ochoty.

Dodaj komentarz